J.K.: Dzień dobry, dziś mam zaszczyt rozmawiać z Panią Grażyną Rusiecką - dyrektorem Zespołu Szkół im. Oddziału Partyzanckiego AK “Jędrusie” w latach 1990-2005.
G.R.: Dzień dobry, bardzo mi miło.
J.K.: Jak wspomina Pani czas, kiedy była Pani dyrektorem w naszej szkole?
G.R.: Swoją pracę rozpoczęłam 1 września 1978 roku, kiedy szkoła miała 5 lat. Była to szkoła typowo przyzakładowa, przygotowująca młodzież do pracy w elektrowni. Było to technikum wieczorowe i klasy zawodowe. Do pracy przyjmował mnie śp. Ireneusz Kapcia. Przez 12 lat pracowałam jako nauczyciel fizyki, ale na początku swojej pracy uczyłam również matematyki, elektrotechniki, nawet czasami chemii. Od 1 grudnia 1990 roku zostałam dyrektorem, oczywiście dalej byłam nauczycielem fizyk. Funkcję tę pełniłam przez 15 lat. Później do końca pracy - 8 lat - byłam zastępcą dyrektora.
Jak wspominam? Powiem tak, kiedy przychodziliśmy tu do pracy to praktycznie byliśmy w jednym wieku. Młodzi, chętni i zafascynowani swoją pracą. Kiedy byłam jeszcze nauczycielem powstało wtedy dzienne Technikum Energetyczne. A później, już jako dyrektor walczyliśmy o powstanie Technikum Elektronicznego. Wtedy też powstały pierwsze klasy liceum. Do szkoły było dużo chętnej młodzieży, z czego się wszyscy cieszyliśmy, dlatego trzeba było ją rozbudować. Pierwszym tak naprawdę dużym wyzwaniem to była właśnie rozbudowa szkoły. Muszę powiedzieć, że miałam niesamowite szczęście, że pracowałam ze wspaniałymi nauczycielami, dyrekcją elektrowni i samorządem, którzy chcieli coś zrobić dla tego środowiska, dlatego wybudowaliśmy tę szkołę. Elektrownia sfinansowała praktycznie całą rozbudowę szkoły, a później jej wyposażenie.
Pamiętam, jak w urzędzie gminy mieliśmy wynajęte pomieszczenie jako salę lekcyjną, ponieważ mieliśmy tylko tę górną część szkoły. W roku 2005 , kiedy byłam ostatni rok dyrektorem, w naszej szkole było prawie tysiąc dwustu uczniów. To był szczególny rok, bo uczniowie zdawali zarówno nową , jaki i starą maturę, dlatego przeprowadzenie jej było ogromnym przedsięwzięciem. Egzamin maturalny zdawało wtedy dziesięć klas .Jestem dumna z tego, że właśnie z tymi ludźmi rozbudowałam tę szkołę
Drugim w międzyczasie ogromnym przedsięwzięciem było nadanie imienia szkole . To było coś, o co staraliśmy się od pewnego czasu i mieliśmy to szczęście, że żyli ci, co walczyli w Armii Krajowej. Bardzo mile wspominam współpracę z panem Gałuszką, jednym z partyzantów. Dzięki niemu i jego córce został wyhaftowany sztandar , który jest moją dumą. Córka Pana Gałuszki zaprojektowała go i dała nam namiary do sióstr zakonnych, które go wyhaftowały . Było to dla nas, dla nauczycieli, a przede wszystkim dla historyków i polonistów pracujących tutaj, ogromne przedsięwzięcie.
Jak wspominam te czasy? Bardzo dobrze, chociaż były problemy. Po przejściu pod kuratorium w Tarnobrzegu zaczęły się schody z pieniążkami. Nieraz z księgową zastanawiałyśmy się na co je przeznaczyć, czy na pensję dla nauczycieli, aby uczyli, czy na światło, które za chwilę mogło być odcięte. Rosły długi, bo trzeba było coś wybrać.
Bardzo dobrze wspominam również młodzież, była chętna i miała szacunek nie tylko dla nauczycieli , ale i dla samych siebie. Jestem dumna z tego, że gdy były stare matury to prowadziliśmy wspólny egzamin na uczelnię AGH w Krakowie. Na ustnych egzaminach uczniowie wybierali między matematyką a fizyką i zdawali ten przedmiot. Później przyjeżdżali profesorowie z uczelni ze swoim zestawem pytań i stąd ci uczniowie, jeśli zdali drugą część matury, mieli możliwość dostania się na AGH bez egzaminu . Było dużo olimpiad, w których młodzież brała udział. Chętni byli zarówno młodzi ludzie, jak i nauczyciele, którzy to prowadzili. Także ja bardzo miło wspominam okres mojej pracy tutaj, zresztą to była moja jedyna praca. Przepracowałam 35 lat w tej szkole. Moje problemy zaczęły się wtedy, kiedy przychodziła młodzież po gimnazjum i zmieniły się programy nauczania. Wcześniej na przykład fizyki mieliśmy po 2-3 godziny tygodniowo przez 4 lata, a później się to skończyło na jednej godzinie przez jeden rok, to ja nie umiałam uczyć. Nie umiałam po prostu tego przerobić, aby w ciągu jednej godziny zrobić to, co kiedyś w ciągu czterech. To mi sprawiało ogromną trudność. Jednak to była moja pasja, to był mój zawód, to było moje zamiłowanie i mile to wspominam. Wam życzę abyście kiedyś wykonywały taki zawód, z którego będziecie zadowolone i dumne, bo to jest ważne, jak się idzie do pracy z ochotą.
J.K.: Dziękujemy. Wtedy to jak nie praca.
G.R.: Dokładnie. Wtedy też były problemy, bo nie można powiedzieć, że wszystko było elegancko, ale staraliśmy się te problemy rozwiązywać z wielkim wsparciem ze strony nauczycieli, bo sam dyrektor nie zrobi nic, gdy nie ma tego wsparcia od grona pedagogicznego. Dla mnie ten rok 2005 był przełomowy i trudny, ale udało się go przejść.
J.K.: Czy w tamtym okresie miała Pani czas na inne zainteresowania?
G.R.: Powiem tak, było bardzo dużo obowiązków w szkole, ale lubiłam czytać i do tej pory lubię czytać książki. Od lat uprawiałam swoją małą działeczkę i to też jest moje zainteresowanie. Także pasje zawsze są, ale teraz to już takie moje indywidualne, bo muszę inaczej układać swoje życie. Żyję optymizmem, nadzieją i wspomnieniami. Nie było za wiele czasu, bo były obowiązki w pracy, trzeba było wszystkiego dopilnować i sprawdzić klasówki w domu. Różnie to było, ale ja bardzo mile wspominam ten czas.
J.K.: A co Pani myśli o naszej placówce obecnie?
G.R.: Myślę o niej bardzo pozytywnie, to była i mam nadzieję, że jest, bo staram się na bieżąco czytać na stronie waszej szkoły, bardzo dobra szkoła o wysokim poziomie. Jak przeszliśmy pod powiat naszymi osiągnięciami i sukcesami przebijaliśmy mocno inne szkoły i czasami było widoczne, że nam się zazdrości. Tutaj przychodziła młodzież z daleka. Do pierwszych klas Technikum Elektronicznego, ponieważ mieliśmy duży internat, dużą stołówkę i możliwość praktyk w pobliskiej elektrowni, przychodziła młodzież nawet z okolic Buska i Kielc. Zainteresowanie tą szkołą było bardzo duże i wydaje mi się, że została opinia dobrej szkoły na wysokim poziomie. Mamy przecież absolwentów, którzy ukończyli przeróżne studia, wśród nich są aktorzy , księża, elektronicy, nauczyciele , którzy nawet w naszej szkole uczą, lekarze. Nawet kiedyś przez przypadek w naszej przychodni spotkałam swoją uczennicę z biologicznej klasy, która jest lekarzem. Także wydaje mi się, że wasz wybór był naprawdę dobry i nie ma się czego wstydzić, bo jest to dobra szkoła. Chyba atmosfera nadal jest przyjazna uczniom, bo to też jest bardzo ważne. Taka była i taka jest.
J.K.: Czy może się Pani z nami podzielić jakimś momentem z własnej nauki, który najlepiej Pani wspomina?
G.R.: Jest on jeszcze z okresu szkoły podstawowej. Kiedy byłam w 7 klasie, przyszedł do pracy po studiach młody nauczyciel matematyki . Tak naprawdę to on mnie przekonał do tego ścisłego kierunku i zapalił do nauki matematyki. Po dwóch latach nauki brałam z nim udział w olimpiadzie matematycznej na wojewódzkim dosyć wysokim poziomie. Później też miałam szczęście do dobrych nauczycieli tych przedmiotów, bo byłam w liceum w klasie matematyczno-fizycznej. Później były studia na Wyższej Szkole Pedagogicznej w Opolu - w tej chwili jest to już uniwersytet - na kierunku fizyki, chociaż miałam propozycję, aby przenieść się na kierunek matematyczny, ale zostałam przy swoim przedmiocie, który jest nielubiany przez uczniów, bo jest trudny, ale taki był mój wybór.
J.K.: Czy zmieniłaby Pani coś w naszej szkole?
G.R.: Ja nie pracuję już dziesięć lat, więc trudno mi się ustosunkować w tej chwili, ale znam dyrektora i niektórych nauczycieli i myślę, że raczej nie. Zostawiłabym tak jak jest, bo wydaje mi się, że jest dobrze.
J.K: Też się nam tak wydaje. Bardzo dziękujemy za rozmowę i życzymy dużo zdrowia.
G.R.: Dziękuję ślicznie.